Wydaje mi się, że nie muszę nazywać swojego życia slow life, bo wiele, z tak zwanych, zasad wolniejszego życia jest zgodne z moją naturą. W związku z tym, że i na to przyszła moda (na obalanie i krytykowanie slow life również), postanowiłam przyjrzeć się bliżej tej etykiecie.
Zacznę od tego, że pomysł na wpis powstał pod koniec lipca i zostawiałam go niedokończonego ze względu na wakacje i inne zajęcia. Myślenie slow life nie nakazywało mi za wszelką cenę skończyć pisania w jakimś ustalonym czasie i umieścić te wypociny na blogu. Teraz przyszedł na to czas, ponieważ w moim życiu pojawiła się niewielka zawierucha, a co za tym idzie potrzeba przyjrzenia się bliżej samej sobie oraz temu, co dzieje się dookoła mnie. A może po prostu idzie jesień, a ja przygotowuję się powoli do snu zimowego i znów wszystko zwalnia...
Czasami słyszę, że "tyle robię", "skąd mam na to wszystko czas", więc zaczęłam wątpić, czy idea slow life do mnie pasuje. Przewertowałam strony i prześwietliłam niby-zasady tego wolniejszego życia, a później doszłam do osobistych wniosków, które przedstawię w następnej kolejności.
Żyję w duchu slow life, ponieważ:
- świat się nie zawali, jeśli nie zrobię wszystkiego na czas, a kilka spraw można sobie odpuścić;
- wiem, jaki mam widok z balkonu, ba! uwielbiam patrzeć z niego na góry przy blasku księżyca;
- całkiem często spaceruję po parku, a gdy jestem z dziećmi na placu zabaw, to siadam na ławce i po prostu gapię się na otaczającą mnie przyrodę;
- potrafię położyć się na leżaku bez książki, słuchawek i myślenia o jutrze;
- mogę zachwycić się obrazem, dźwiękiem czy zapachem;
- nie przepadam za fast-foodem, za to uwielbiam domowe jedzenie, najlepiej z produktów z własnego ogródka;
- celebruję posiłki;
- zrozumiałam, że mogę być "wystarczająco dobrą matką" (choć często jeszcze muszę to sobie przypominać);
- kiedyś zapomniałam zabrać ze sobą telefon i nie czułam frustracji, przeciwnie - cieszyłam się jak dziecko;
- nawet w najtrudniejszych momentach staram się zobaczyć coś pozytywnego;
- znajduję czas na przyjemności;
- pozwalam sobie na fantazjowanie;
- spełniam marzenia.
Życie we własnym tempie w moim przypadku nie może być zbyt wolne, tak samo jak ograniczenie się do jednego zadania nie przynosi mi szczęścia. Przecież nie wyrzucę ze swojego życia kilku obszarów, które są dla mnie budujące. Jasne, jakaś hierarchia może być i tworzy się naturalnie. Ważne bym miała na to wpływ, a nie oddała tego w ręce kogoś innego. Slow life to dla mnie harmonia. Wiem, że dobrze się czuję, kiedy moje życie nabiera tempa i wiem również, jak kojące są momenty zatrzymania, przycupnięcia, odetchnięcia i znów łapania wiatru w żagle. I w jednym, i w drugim stanie nie mogłabym stale wytrzymać. Chodzi właśnie o harmonię...
...Bo kiedy nie wychodzi nam życie slow life, to pojawia się poczucie winy. A gdyby zaakceptować fakt, że slow life przeplata się z fast life, a mimo to mój umysł pozostaje slow mind. Czy można zdrowo zwolnić myślenie? Pozwolę sobie na lekkie przesycenie słowem slow:
- slow mind - wolny umysł, wolny od natłoku spraw, które są, nie da się ich przykryć czy wyrzucić (duch mindfulness); w odróżnieniu od slow-minded (wolno kojarzący) czy small-minded (małostkowy) czy simple-minded (naiwny).
Oprócz wielu obszarów życia, w których możemy zwolnić, warto zwrócić uwagę właśnie na emocje, spokojny umysł i świadome wybory. Nie trzeba żyć według wypunktowanych rzeczy przez cały czas. Wystarczy potrafić to zrobić, przypomnieć sobie i czasem z tego korzystać. Słowa, które użyjemy, mogą mieć znaczenie. Zwolnij i przyjrzyj się temu bliżej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz