Ukulelowe aspiracje

 


Chciałam zacząć ten wpis od stwierdzenia "Pamiętam ten dzień, kiedy zapragnęłam grać...", ale to nie do końca tak.... To nie był jeden dzień, to nie była jedna chwila. Od początku. Zawsze czułam jakiś pociąg do instrumentów, muzyki. Jako dziecko odtwarzałam melodie ze słuchu na "organach", które leżały u mnie  w domu, zazwyczaj zakurzone. Lubiłam śpiewać, choć nigdy nie powiedziałabym, że mam do tego talent. Na marginesie jestem ciekawa, ilu moich sąsiadów ucierpiało z powodu moich "muzycznych występów " na klatce schodowej. 💇🎶😉 Summa summarum muzyka jest w moim sercu odkąd pamiętam, mimo że nie miałam z nią profesjonalnej styczności, nie licząc typowych zajęć w szkole podstawowej.😄 Czasami się zastanawiam, gdybym dorastała w tych czasach, to znaczy z nieograniczonym dostępem do internetu, youtube i niezliczonych możliwości zapisów na lekcje gry w okolicy lub online, to chyba nie byłabym tym samym dzieciakiem 😉. Ale jak to mówią - nic straconego!

Momentem przełomowym w moim życiu były zbliżające się trzydzieste urodziny (od razu powiem, że bardzo wyczekiwane, tak zwany kryzys wieku nie dotknął mnie boleśnie, a otworzył na różne twórcze działania). Postanowiłam spełnić swoje marzenie, które swoją drogą zapisałam kilka lat wcześniej w notesie z marzeniami i które brzmiało "Chciałabym nauczyć się grać na gitarze". Niedosłownie. To było tak, że gdzieś zobaczyłam ukulele i nieświadomie nazywając to wtedy małą gitarką, ucieszyłam się, że być może znalazłam instrument nadający się na moje rozmiary i możliwości. 😅

Zakupiłam więc ukulele sopranowe i radość trwała dwa tygodnie... Tyle czasu dałam radę przyswoić parę najprostszych akordów, przesuwać kciukiem w dół po strunach i stanęłam w miejscu. Brakowało mi nauczyciela, czasu i chęci. Być może dlatego, że od kilku miesięcy była z nami w domu maleńka istota, a może tak po prostu miało być. Ukulele poszło w kąt. Stanęło na tym, że nie jest to tak proste, jak mi się z początku wydawało i chyba nie był to dla mnie odpowiedni czas na ćwiczenia. Przynajmniej spróbowałam - tak wówczas pomyślałam. 😕

Kolejnym momentem przełomowym było obcowanie ze sztuką. Pamiętam, jak po kilku latach bycia mamą zafiksowaną na macierzyństwie, błądzącą wokół tematów związanych z wychowaniem itp., zaczęłam wreszcie "wychodzić do ludzi" i twórczo rozwijać się. Od jakiegoś czasu powróciłam do poezji, zaczęłam malować, a później marzenie o graniu wróciło ze zdwojoną siłą. To było któreś lato, kiedy wieczorami wychodziłam samotnie do miejskiego parku na koncerty poetycko-muzyczne. Wracałam po nich do domu uskrzydlona, zainspirowana, naergetyzowana i wówczas sięgałam po "stare" już ukulele. Zaczęłam uczęszczać na spotkania lokalnych artystów. Na pierwszym to ja wyłącznie ich słuchałam, na kolejnych przynosiłam swoje ukulele i krok po kroku rozkręcałam się...W tym czasie przeszłam kilka kryzysów, to znaczy poczucia, że stoję w miejscu i niczego więcej się już nie nauczę. Ale one minęły, a ukulele pozostało. Kiedy po dwóch miesiącach udało mi się zagrać jedną z moich ulubionych piosenek, to najzwyczajniej w świecie się popłakałam. Po czterech miesiącach nagrałam i wypuściłam swój pierwszy cover. Miałam nawet za sobą dwa publiczne "występy", choć wcale jeszcze dobrze nie grałam. Chodziło o przełamanie się.

Następnym krokiem było dołączenie do ukulelowej grupy online i odtąd co tydzień rozprawiałam o uku z ludźmi, którzy także pokochali ten instrument i wspólnie uczyliśmy się grać różne piosenki. W międzyczasie zaczęłam zabierać ukulele do pracy. Grałam i śpiewałam z osobami z niepełnosprawnością intelektualną, którzy nie oceniali mojej gry, a świetnie się bawili. Zaryzykowałam i wzięłam ze sobą ukulele do szkoły, w której pracuję. Co na to młodzież? Okazało się, że niektóre osoby też próbują swoich sił, a pozostałych ten instrument zaciekawił. To świetny pomysł na muzykoterapię, na otwieranie się, na wyjście z ukrycia, na uwolnienie emocji... Pamiętam, jak poprowadziłam kiedyś spotkanie poetyckie dla starszych osób z dziennego domu pomocy. Na zakończenie zagrałam jeden utwór na ukulele, co było dla mnie wtedy wyzwaniem. Udało się. Otrzymałam pozytywne informacje zwrotne. A największym szczęściem było stwierdzenie pewnej pani, że będzie musiała wybrać się do sklepu muzycznego po ukulele. Uwielbiam czerpać inspirację i dzielić się tym, inspirując innych.

Jakie jest moje przesłanie: 

Nie bój się spełniać marzenia! Nie oceniaj siebie. Jeśli czujesz, że coś jest częścią ciebie, to nie wstydź się pokazać emocje.

Nagrałam Hakuna matata nie tylko dlatego, że postacie Timona i Pumby z Króla Lwa szczerze mnie bawią, ale przede wszystkim, by podkreślić znaczenie tych słów - Nie martw się! 🙂🙂🙂



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz